niedziela, 31 lipca 2011

Melodia śmierci; My

Krople deszczu wybijają o szybę tajemniczą melodię. W powietrzu wirują cząsteczki kurzu, wirują jakby tańczyły do tej dziwnej przytłaczającej moją duszę melodii. Pochmurne niebo wydaje się spadać. Część po części, odrywają się z niego kawałki. Pochłonięta we własnym świecie, nie zauważam kiedy zza chmur przedostają się pierwsze dziś promienie słońca. Łatwo jest nie zauważyć niektórych rzeczy. Deszcz wciąż wygrywa swoją pogrzebową melodię, która przyprawia mnie o dreszcze. Z moich oczu wypływa dopiero co zrodzona się łza. Nie jest ona zwykła. Krwawa. Woda z połączeniem krwi. Już czas? Przecież ja dopiero niedawno się narodziłam, to nie powinna być moja pora. Drobinki kurzu osiadają na mnie, cicho wypowiadając słowa w nieznanym mi dotąd języku. Mimo, że pierwszy raz je słyszę, rozumiem każde słowo. Śmierć może nadejść w każdej chwili, czy tego chcemy, czy nie. Ja nie chcę. Mój żywot nie powinien już się kończyć. Zegar wybija godzinę 12:00. Dopiero południe? Mój umysł pracuje coraz wolniej, a ciało ogarnia lodowate zimno, jakbym leżała w środku zimy na puszystym śnieżnym dywanie. Upadam, tak nędzna i okrutna. Upita upozorowanymi zmianami wszystkich zasad..
Niedziela, 31 lipca, 12:25, oglądam własne martwe ciało, nieśmiertelną duszą unoszę się nad materialną cząstką mnie.
Ty, ty mnie dobrze znasz, wszystko o mnie wiesz
Wiem, wybaczysz mi, że wszystko przeze mnie
Ty, najlepsza jaką znam, nie trzeba wierszy nam
Nie muszę się już bać, że wszystko przeze mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz