środa, 13 lipca 2011

HUNTRESS.

  Podniosła do ust kieliszek martini. Przechyliła go, zostawiając na szkle ślad krwistej czerwieni..
  Oblizała wargi. Jej spojrzenie badało każdego, kto przechodził obok niej. Siedziała sama. Zresztą nie tolerowała ludzi, nie miała przyjaciół. Bo po co się przyjaźnić z kimś, kto i tak po jakimś czasie umrze? To nie ma sensu. Szukała kogoś, z kim mogłaby się zabawić. Chociaż przez chwilę. Jedną małą chwilkę. No może nie do końca.. Bo szukała kogoś KIM mogłaby się zabawić. Rozmyślając, przenosiła spojrzenie od jednej osoby do drugiej. Nie odpowiadał jej nikt, wszystkich znała, wszystkich już zasmakowała. Zatrzymała wzrok na tajemniczym brunecie, stojącym w koncie. Zamrugała kilkakrotnie, nie mogąc go sobie przypomnieć, mimo, że miała przeczucie, iż go zna. Patrzyła na niego, a on w pewnym momencie odwrócił się w jej stronę. Tym samym ich spojrzenia się spotkały. 
 "Może i jest przystojny, pomyślała, ale i tak mam ochotę na przekąskę."
  W jego oczach było coś smutnego i znajomego. Siłą umysłu sprawiła, że zaczął iść w jej stronę, przeciskając się przez spocony tłum wciąż tańczących do mrocznej muzyki ludzi. Gdy wreszcie udało mu się dostać do jej stolika, bez słów, ujął ją za rękę i tym razem wspólnie zaczęli przeciskać się przez tłum ludzi. Prowadził ją w stronę tylnego wyjścia. Ona, nie opierając się, szła za nim. Ten młody, przystojny brunet nie wiedział co go czeka. Niestety. Udało im się wreszcie wyjść. 
  Nie wypowiedział ani jednego słowa, od razu przycisnął ją do ściany, napierając na nią całym ciężarem swojego ciała. Jego dłonie prześlizgiwały się po jej ciele. Było to bardzo przyjemne, cieszyła się, że tak bardzo pociąga mężczyzn. Wsunął jej rękę pod bluzkę i zaczął pieścić jej piersi. Zamknęła oczy i na moment zapomniała o tym, do czego on jest jej potrzebny. Delikatnie zaczęła muskać ustami jego policzek, potem coraz niżej i niżej, rozmyślnie minęła usta, aż doszła do wgłębienia w szyi gdzie można było wyczuć puls człowieka. 
  Pocałowała go tam lekko, a on niczego nie świadomy, westchnął. Wystawiła kły. Szybkim ruchem wbiła je w gardło. Wiedziała, że człowiek czuje przy tym lekkie ukłucie, ale kolana się pod nim ugięły i jego nacisk na nią zelżał. Zaczęła zachłannie chłeptać krew bezbronnego człowieka, krew spływała ciepłym malutkim strumieniem po jej języku, do gardła, dążąc do wszystkich komórek w jej ciele. Nie miała dość. Od wielu dni nie piła krwi. Była osłabiona, więc musiała zapolować. Rozszarpała mu gardło, aby krew sączyła się większym strumieniem. Wypiła całą jego krew, co do ostatniej kropli. Z nadludzką siłą podniosła jego ciało pozbawione hemoglobiny i rzuciła w mroczny kąt, w który, jak jej się wydawało, nikt nie zagląda od dłuższego czasu.
  Odeszła w noc, upojona krwią nieznajomego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz