środa, 27 lipca 2011

Bye, bye, beautiful

Obudziłam się nagle ze snu. Za oknem widoczne było granatowe niebo, na którym lśniły miliony malutkich punkcików. Noc, jak każda inna. Otrząsnęłam się z resztek senności. Większości tego snu nie pamiętałam, lecz pamiętałam te najważniejsze przebłyski potrzebne do mojej pracy. Wzięłam do rąk szkicownik i ołówek, które leżały na stoliku obok mego łóżka. Tak, tak, może to i dziwne, ale na wszelki wypadek zawsze kładę je tam obok. Blask księżyca wystarczająco oświetlał mój pokój, żebym nie musiała wstawać i świecić rażącej swoim światłem lampki. Zaczęłam rysować scenę pojawiającą się w moim śnie. Siedząca na krześle dziewczyna, a przed nią przezroczysta biała dama, której suknia powiewała na wietrze. Było to tak naturalne, iż niemal mój ołówek wraz z dłonią tańczyły w czasie szkicowania sceny. Zadziwiające, jak sztuka może od siebie uzależnić. Choroba, ogarniająca umysł i ciało. Jeśli ma się ambicje, można dojść na tyle daleko, aby tworzyć wspaniałe dzieła. Wpatrywałam się w kartkę oczarowana tą niesamowitą naturalnością. Wydawało się nawet, że postaci się poruszały, a w tle słychać było cichą rozmowę, być może prowadzoną właśnie przez te dwie małe osoby stworzone na białej kartce papieru niezwykle miękkim ołówkiem. Sztuka przeistacza się w coś niezwykłego, jeśli tylko pozwolimy się ponieść naszej jakże bujnej wyobraźni..
They used to love having so much to lose
Blink your eyes just once and see everything in ruins

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz