niedziela, 17 lipca 2011

MAGIC & WITCH: First love never die

  Na jej twarzy zagościł uśmiech. Wiedziała, że niedługo rozpocznie się jej przygoda wśród nowych osób. Czarodziei. 
- Mamo, gdzie moja walizka!? - krzyknęła, schodząc ze schodów. - Nie mogę jej znaleźć, a przecież jutro jadę do szkoły.
- Hm, powinna być w korytarzu, widzę, że cieszysz się z wyjazdu do nowej szkoły. - odpowiedziała jej z uśmiechem mama.
- Pewnie, że się cieszę, mamuś.
- Ale pamiętaj, że gdyby coś się stało, zawsze możesz na mnie liczyć.
- Będę pamiętać, i zadzwonię do ciebie jeśli coś się stanie. - obiecała Zoey.
  Odwróciła się, i poszła w stronę korytarza po walizkę. Otworzyła drzwi do schowka. Było tam pełno starych i nieużywanych od lat rzeczy. Stare pościele, poduszki i tym podobne. Znalazła swoją walizkę dopiero po przerzuceniu ogromnej ilości starych ubrań.
- O, tu cię mam! - powiedziała z entuzjazmem i ruszyła w stronę schodów.
  Idąc do pokoju rozmyślała, o tym, co będzie. O jej nowej szkole, nowych znajomych. Może też znajdzie jakiegoś przystojniaka tylko dla siebie? Ale skupmy się najpierw na nauce w tej szkole. Będzie miała wiele zajęć, o których w jej starej szkole nawet nie było mowy. Bo gdy patrząc na jej listę zajęć można od razu skojarzyć, że w zwykłej szkole, dla ludzi nieobdarzonych żadnymi magicznymi zdolnościami, nie ma takich zajęć jak: alchemia, nauka zaklęć czy choćby nawet obrona przed złymi mocami. Cieszyła się z tego. Miała nadzieję, że chociaż w tej szkole nie będzie mieć żadnych wrogów. 
  Będąc już w swoim pokoju otworzyła szafę. Przeglądała ubrania. Przyda się kilka par dżinsów. - pomyślała. - I bluzki, a w razie czegoś, to zadzwonię do mamy, żeby mi przywiozła kilka rzeczy.  Tak więc, otworzyła walizkę, i szybko powkładała dżinsy i bluzki. Odsunęła szufladę z bielizną i wyjęła kilka par majtek i staników. Włożyła je również do walizki. Była już gotowa do wyjazdu.
  Był wieczór. Gwiazdy lśniły na niebie, mrugając do niej przelotnie. Już po kolacji leżała na swoim łóżku i kontynuowała czytanie Draculi. Kurczę, przecież przyda mi się też kilka książek. - pomyślała. - Bo skoro jednak zdecydowałam się tam zamieszkać, muszę mieć kilka książek do czytania.  Spojrzała na półki z jej mrocznymi lekturami. Trzy tomy Świata Nocy, kilka części Domu Nocy, Pamiętniki Wampirów... i wiele innych. Wreszcie dokonała wyboru co do książek. Wzięła ze sobą Włada Palownika, Wampiry z Morganville, oraz Nienasyconych. 
  Dochodziła właśnie godzina dwudziesta druga, kiedy ona zasnęła. Tej nocy nic jej się nie śniło, miała mocny sen, z którego nikt nie zdołałby jej obudzić..
  Przez zasłony wdarły się promienie słońca. Szybko zerwała się z łóżka, nie mogąc się doczekać wyjazdu. Ubrała się i w pośpiechu pobiegła do łazienki, żeby się umyć. 
  Zeszła do kuchni, gdzie mama przywitała ją ze śniadaniem.
- I jak ci się spało, słonko? - zapytała.
- Dobrze, mamuś. - odpowiedziała. - O której wyjeżdżamy?
- Hm, za jakieś trzy godziny.
- Fajnie, mam nadzieję, że jakoś się tam zadomowię. - powiedziała, mając w ustach tosta.
  ***
  Ruszyły w drogę. Spakowały jej walizkę do bagażnika i wyruszyły w podróż. Czas nie leciał jej tak powoli jak za pierwszą podróżą w to piękne miejsce. Wiedziała, że czeka ją tam coś wspaniałego i nie mogła się tego doczekać. Chciała zobaczyć się z Natalią, poznać pozostałych uczniów, zwiedzić cały dwór. Myślała właśnie, o tym, co będzie robić najpierw, gdy zobaczyła, że dojechały na miejsce. Mimo, że już tu raz była, nie mogła pozbyć się szoku, jaki sprawił jej widok tego pięknego miejsca.
  Wysiadły z samochodu, zabrały bagaż i ruszyły w stronę drzwi. Znów szły przez kręty marmurowy chodnik. Wkoło było pełno mięciutkiej zielonej trawy, która lekko falowała. Dotarły do drzwi, przy których, tym razem czekał na nie ten sam starszy mężczyzna.
- Ach, wreszcie dotarłyście, proszę do środka. - powiedział. - Zaprowadzę panienkę do pokoju.
- Dziękujemy ci, Edmundzie. - odpowiedziała mu matka Zoey.
  Tak więc, matka dziewczyny ruszyła w stronę ogrodu. Starszy mężczyzna, jak się okazało mający na imię Edmund, wskazał Zoey drogę na górę.
- Twój pokój to drugie drzwi po prawej. Rozgość się. - przez jego twarz przeleciał lekki uśmiech. 
  Ruszyła na górę. W jednej ręce miała walizkę, a drugą przesuwała po barierce schodów. Szła, stopień za stopniem, oglądając dzieła wywieszone na ścianach. Kilka z tych dzieł przedstawiało Natalię, a reszta to zapewne nauczyciele, którzy uczyli w szkole. Idąc przez korytarz do pokoju, zauważyła, że na drzwiach były eleganckie połyskujące złotem tabliczki z imionami: James, Eve, Lisa, Chris, Michael, Mike..
  Chwila.. Mike? Przecież to niemożliwe, żeby jej były chłopak mógł się tu uczyć.. Przecież zniknął z miasta i od długiego czasu nikomu nie dawał znaku życia. 
  Wreszcie doszła do drzwi pokoju przy których na tabliczce było wyryte jej imię. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Znajdowało się tam ogromne łoże wysłane aksamitem i wielka drewniana szafa. W rogu stało biurko a na nim laptop. Zobaczyła jakieś drzwi, jak się potem okazało prowadziły one do jej własnej łazienki. Rozpakowała się. Za godzinę będą jej pierwsze zajęcia w nowej szkole. Gdy się rozpakowała ruszyła w stronę schodów, żeby zejść do ogrodu.
  Schodziła tak krok za krokiem, gdy nagle wpadła na kogoś. 
- Przepraszam.. - wyjąkała.
- Nie ma sprawy, właściwie to ja przepraszam. - powiedział on.
- Mike? To ty? - zapytała.
- Eee, Zoey? Co ty tu robisz? - to on! To Mike! Wszystko w niej krzyczało. Wreszcie, po tak długim czasie zobaczyła się z nim.
- Ja.. Przyjechałam się tu uczyć. - powiedziała wprost.
- To fantastycznie! oprowadzę cię. - odpowiedział z entuzjazmem tak wielkim, że zgodziła się bez chwili wahania. 
  Szli oboje ramię w ramię, ona niby przypadkiem ocierając się o niego, była taka szczęśliwa, że wreszcie się z nim zobaczyła. Tak dawno nie miała z nim żadnego kontaktu. Rozstali się ponad osiem miesięcy wcześniej, i jej podejrzenia się teraz sprawdziły, bo rozstali się z tego powodu, że on miał się tu przeprowadzić, aby móc się tu uczyć.
  Opowiadał jej o wszystkim co jest w tym domu, zapoznał z każdym uczniem. Ucieszyła się gdy zaprosił ją na kawę.
- Chętnie się napiję. - uśmiechnęła się do niego.
- Cieszę się, bo widzisz..
- Tak?
- Musimy obgadać kilka spraw.
- Okay. Nie mam nic przeciwko, Mike.
  Ciekawe co to za sprawy, które chce obgadać. Jeśli to te sprawy, o których ona myśli, to będzie wspaniale. Więc ruszyli do kawiarenki znajdującej się zaraz przy dworze. Usiedli przy stoliku i zamówili espresso. Oboje lubili to samo. Kelnerka przyniosła im parujące napoje. 
- To o czym chciałeś pogadać Mike? - zapytała.
- Bo widzisz.. te ostatnie osiem miesięcy.. jakoś nie mogłem przestać o tobie myśleć, cały czas zastanawiałem się gdzie jesteś, co teraz robisz. A teraz jesteś tu, zostałaś naznaczona i odkryłaś swoją moc, dzięki czemu będziemy mogli się widywać przez cały czas.
- Czyli.. mam rozumieć, że tęskniłeś za mną?
- Tak.. i to bardzo.. - przykrył dłonią jej dłoń.
- Ja też.. Tęskniłam. Po tym jak wyjechałeś bez słowa nie byłam w stanie się pozbierać. A teraz cieszę się, że cię znów widzę..
Chciała powiedzieć jeszcze kilka słów, ale Mike był szybszy i przerwał jej pocałunkiem, który z chęcią odwzajemniła, bo bardzo brakowało jej jego słodkich ust. Chciała aby ten pocałunek nigdy się nie skończył, żeby trwał wiecznie. Oderwali się od siebie lekko zdyszani. Ich oczy uśmiechały się do siebie.
- Wiesz co..? - zapytał z uśmiechem.
- Nie wiem, powiedz, co. - odwzajemniła uśmiech.
- Kocham cię, Zo. - powiedział.
- Ja ciebie też kocham, Mike.
 Wziął ją za rękę i wyprowadził z kawiarni. Ruszyli na pierwszy wspólny spacer od ponad ośmiu miesięcy. Szczęśliwi, że znów są razem i że znów mogą spędzać ze sobą czas tak jak dawniej. Może o wiele częściej, ale mimo wszystko tak jak dawniej...
Czuję krople deszczu
Powoli spadające
I one wołają
One wciąż wołają
Mojego rycerza w srebrnej zbroi
Przyjdź i ocal mnie
bo tonę w bólu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz