czwartek, 28 lipca 2011

Niczyja

Budzę się ze snu po usłyszeniu dźwięku tłuczonego szkła. Lecz to nie ten dźwięk. To tylko zegar w przedpokoju wybija godzinę dziesiątą. Na prawym ramieniu czuję niby ciepły dotyk. Niestety, to wyobraźnia płata mi figle. Nawet Twój dotyk mylę z owiewającym moje ramię ciepłym porannym wietrzykiem, który dostał się do mojego skromnego pokoju przez lekko uchylone okno wychodzące na wschód. Promienie słońca przedzierają się przez szyby rażąc moje niebieskie oczy. Każdy Twój dotyk był dla mnie niczym wstrząs. Po moim ciele rozchodziły się dreszcze, jakbyś dotykał mnie po raz pierwszy. Każdy Twój oddech na mojej szyi był wybawieniem, ucieczką od problemów, które sprawia mi fałszywa codzienność. Zawsze pragnęłam, aby każdy pocałunek, który mi dawałeś trwał wieczność, do końca naszych dni. W moim sercu narasta coraz to silniejszy ból, rozdzierający moje serce. Jesteś moim całym światem, moim życiem, wybawieniem, a teraz Cię nie ma. Już nigdy Cię nie będzie. Odszedłeś. Tak po prostu, pozostawiając mnie samej sobie. Moja psychika jest rozdarta na dwie części. Jedna podpowiada mi, że mój żywot dobiega końca, każe wziąć do ręki żyletkę lub cokolwiek ostrego i zrobić to. Zatem druga podpowiada, że życie musi toczyć się dalej, bez Ciebie, chociaż nie potrafię, muszę chociaż spróbować. Mimo wszystko. Jednak nie potrafię. Jestem samotną duszą, za słabą na to, aby żyć bez Ciebie. Wyciągam żyletkę z szuflady nocnego stolika. Na przegubie dłoni pojawia się coraz więcej kropel krwi. Tworzy się mały strumyczek, który płonie coraz szybciej. Adios, kochanie, nigdy Cię nie zapomnę. Obiecuję...
Idę sama, chociaż ktoś za rękę trzyma mnie
Może nawet kochać chcę,
ja udaję, że już nie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz