środa, 13 lipca 2011

Stracona

Przeraźliwy krzyk przerwał nocną ciszę...
  Shehina upadła na kolana. Z jej piersi wystawał drewniany kołek, który przebił się przez warstwę ubrań, skórę i serce, które biło coraz wolniej, ale nadal pompowało życiodajną krew.
  Leżała skąpana w blasku księżyca, który wydawał się wiedzieć, że umiera kolejny wampir..   Kolejna nocna istota obraca się w proch. Bo z prochu powstała i w proch się obróci. 
  Rana krwawiła. Obficie. Musi to powstrzymać. Złapała za część kołka, którą miała przed oczami i pociągnęła. 
  Krzyknęła. Zabolało. Zacisnęła zęby i zebrała całą siłę, jaka jeszcze została w niej.
  Ciągnęła za kołek ze wszystkich zatrzymanych w swoim ciele sił. Próba zakończyła się powodzeniem, jednak jej ciało lekko wygięło się w łuk. Rana przechodziła na wylot. Patrząc w miejsce, gdzie znajduje się serce można było zobaczyć trawę zabarwioną krwią, czyli miejsce gdzie leżała dziewczyna.
 Z rany obfitym strumieniem płynęła krew. Nie była to zwykła krew. Miała bardzo jasny kolor, jakby ktoś zmieszał ją z wodą. Bolało mniej. Wyjęcie kołka lekko stłumiło ból, lecz sprawiło, że krew obficiej płynęła z rany zadanej jej przez Łowcę Wampirów. Cóż, przynajmniej szybciej umrze i nie będzie musiała tak bardzo cierpieć. Szybciej trafi w ramiona swojej bogini. Nefretete oczekuje jej u siebie. Zapewne to ona zaplanowała śmierć Shehiny. 
  Coś się stało..
  Jakby w jej ciele, ni stąd, ni zowąd, pojawiło się o parę litrów więcej krwi niż miała naprawdę. Na całym ciele wystąpiły krople krwi. Białko jej oczu zabarwiło się na czerwono. Złapała się za brzuch, bo zaczęło zbierać się jej na wymioty. Zakaszlała, a z ust strumyczkiem wypłynęła jej krew. Krwawiła z nosa, uszu, skóry. 
  Zaczęła płakać. Z jej szkarłatnych oczu popłynęły krwawe łzy. Więc tak wygląda śmierć wampira. Nie najgorzej. 
  Leżała na tej trawie dobrą godzinę. Krew wylewała się z niej. W pewnym momencie krwotok ustał. Zdziwiona dziewczyna usiadła i wytarła twarz zakrwawionymi rękoma. Dotknęła swojego policzka. Poczuła, że coś na nim jest. Wyciągnęła lusterko i przyjrzała się swojej twarzy.
  Zobaczyła na niej zawiły wzór, który tworzyły kwiaty róż. 
  "To znak - pomyślała. - Ktoś po mnie przyjdzie i zabierze w jej ramiona".
  I tak się stało. 
Niebo przeciął błysk pioruna, uderzający w drzewo stojące nieopodal. Pojawił się dym. Nie, to była gęsta mgła. Ktoś przez nią szedł. Zobaczyła stworzenie, którego urody nie dało się opisać. Stworzenie nie z tego świata. Z czarnymi rozłożystymi skrzydłami.
 - Chodź ze mną, Shehino - powiedział. - Zabiorę cię tam, gdzie jest twoje miejsce.
  Wyciągnął do niej ręce. Podeszła i złapała go w pasie, a on owinął skrzydła wokół jej ciała.
  Zniknęli..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz