sobota, 15 października 2011

beznadziejna rozpacz

Łatwo jest przywiązać się do zwierząt..
Na podłodze widnieją krwawe ślady kocich łap. Słychać krzyk kobiety, która histeryzuje, z błahego powodu, a  mianowicie, iż podłoga jest zakrwawiona, i musi ją znów umyć. Wychodzę z pokoju, bo zwabiają mnie pokrzykiwania siostry. Przez pierwsze kilka sekund nic nie rzuca mi się w oczy. Dopiero po chwili zauważam moją kochaną czarną kotkę ze zranioną tylną łapką. Zranioną to mało powiedziane. Skóra wisi ledwo trzymając się kości, widać ścięgna, wypływa krew. Wybucham płaczem, podnosząc ją i tuląc do siebie. Błagam ojca, żeby coś zrobił, żeby zawieźli ją do weterynarza. Cokolwiek, aby tylko jej nic nie było, żeby dalej żyła, żeby nie musieli jej zabijać. Siostra ofiaruje się, że zabandażuje jej tą łapkę, jednak robi to ojciec z wujkiem. Czuję ulgę, ale mimo wszystko nadal płaczę. Uciekam do pokoju, nie chcąc słyszeć kociego płaczu, którego nie mogę znieść, bo sama wtedy płaczę, nie mogę znieść zwierzęcego bólu. Wychodzę po kilkunastu minutach z niemym pytaniem zaklętym na ustach. Mama, widząc moją minę, mówi, że już skończyli. Rzeczywiście, widzę kotkę siedzącą na dywanie, i liżącą swoją zranioną, zabandażowaną łapkę. Do pokoju zaczynają się wszyscy schodzić. Wujek każe mi decydować: albo kotkę uśpi weterynarz, albo będzie się ona męczyć przez ponad pół roku. Zamieram. Nie chcę, żeby ją ktoś usypiał. Mówię to samo na głos, łkając. Ojciec wychodzi z innego pomieszczenia z wiatrówką w ręce. Nie! Tylko nie to. Ojciec krzyczy, żeby dać mu kota. Szwagier zabiera go i wychodzą na dwór. Uciekam z płaczem do pokoju, zabieram kilka paczek chusteczek i zaczynam płakać. Kolejne zwierzę musi cierpieć..



Już żadna łza nie spadnie na ziemię,
Już żaden krzyk nie zbudzi ciebie..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz